Zazwyczaj rozkminiam świat intelektualnie i doświadczalnie. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że czasem mój wiecznie rozkminiający umysł napotyka trwogę w swym ciele i kompletnie nie rozumie skąd się wzięła. Zaczyna wtedy obserwować, trochę z ciekawością i zdziwieniem, zastanawiając się, co z tym kurna ma teraz zrobić.
Po części intelektualnie akceptuje tą sytuację, bo wie, że różnie może być, przecież czyta mnóstwo książek. Po części jednak jest wkurzony i patrzy trochę z kpiną i powątpiewaniem na to, co dzieje się w ciele i emocjach i toczy takie oto rozmowy:
Rozum: Czego drżysz ? Skąd ten niepokój?
Ciało: Nie wiem.
Rozum: I znów płaczesz, przecież wiesz, że zamartwianie się nic nie da.
Ciało: Wiem, ale nie mogę przestać myśleć o tej sytuacji i płakać ….hlip
Rozum: Wiesz przecież, że to nie ma sensu myśleć o tym co się stało, to już przeszłość
Ciało: Wiem … hlip
Rozum: To może pooddychaj, wdech … wydech na 4-ry
I tak oto gadają, a ja obserwuję sobie tą rozmowę. Bo często rozumieć można tylko przez czucie. I uczę się tego każdego dnia.
Aut. Aneta Liszka