Poszerzanie strefy komfortu nie jest dla mnie łatwe. często wiąże się z krótką, lecz intensywną potyczką z krytykiem wewnętrznym, który podpowiada „nie idź tam”, „nie uda Ci się”, „odpuść, ktoś inny zrobi to lepiej, mądrzej”.
Sami pewnie wiecie, co on tam jeszcze potrafi wymyślić, bo zna nas lepiej niż ktokolwiek inny. Krok w nieznane to dla mnie też radzenie sobie z lękiem przed oceną: jak wypadnę? Co ludzie powiedzą? i tak w kółko.
Wiem, że kiedy mam wewnętrzną decyzję, żeby wyjść ze swojej strefy komfortu, czyli tego co znane i moje to muszę o siebie zadbać, być dla siebie uważna i życzliwa. Mieć świadomość lęku, który jest w środku i krytyka, który podszeptuje w najmniej oczekiwanych momentach. Radzić sobie ze swoim dyskomfortem i stale sprawdzać gotowość do działania i decyzji.
Stale poruszamy się między strefą komfortu, dyskomfortu, czasem wpadając w obszar zarządzany przez panikę.
Jestem czujna podróżując pomiędzy strefami. W dyskomforcie rozwój jest możliwy. Strefa paniki, która leży tuż obok, nie jest już rozwojowa. Odbiera siły do działania, dostęp do zasobów, kompetencji i zwinności.
Bo rozwój jest możliwy, ale tylko wtedy, gdy jest w miarę bezpiecznie, gdy jesteśmy gotowi zrobić krok w przód sami, bez pchnięć w plecy, bez szarpania za rękę.
Dlatego moim priorytetem trenerskim jest zapewnienie uczestnikom na sali poczucia bezpieczeństwa, takiego w którym sami są gotowi i decydują o wejściu w nieznane
Wczoraj wkroczyłam w strefę dyskomfortu / rozwoju sama na własnych warunkach, bez paniki.
aut. Aneta Liszka